Droga na Fuji!




Mt Fuji san <3 

 Hej! Dzisiaj opowiem o naszej wspinaczce na wulkan Fuji :) 
Miłego czytania :)

Z miejscowości, w której mieszkałyśmy jechał pociąg, który zabrał nas do Kawaguchiko Station i stamtąd jechałyśmy już autobusem do stacji nr 5, skąd zaczynałyśmy naszą wspinaczkę.

Na naszą wyprawę, spakowałyśmy kilka przekąsek i dużo wody. Także ciepłe ubrania (koniecznie!). Wchodziłyśmy w nocy i temperatura powietrza była z każdym krokiem co raz niższa. Niby wzięłyśmy i kurtki i czapki, ale i tak powiem wam, że bardzo zmarzłyśmy.
Jedną dość praktyczną rzeczą, której my nie miałyśmy jest latarka - czołówka. Bardzo się przydaję, jeśli nie chcę się iść wolnym krokiem za Japończykami ;), bo jeśli wam to nie przeszkadza, to możecie iść za nimi i zawsze będziecie mieli oświetloną drogę - Każdy z nich ma czołówkę. Jak i butle tlenową, i wszystkie możliwe gadżety. 
Tak, jak słyszeliście śmieszne opowieści o Japończykach idących w góry to, to jest jak najbardziej prawda! 

Wejście na Fuji spokojnym tempem zajęło nam 7 godzin. Miałyśmy dwa średnie plecaki. Japończycy mieli ogromne plecaki i wyglądali jakby mieli zostać u góry przynajmniej tydzień.

ale do rzeczy ;)

stacja 5 :)
Tak jak wspomniałam w poprzednim poście, z 4 możliwych szlaków wybrałyśmy szlak żółty. Zaczynał się on od stacji 5 :)

Gdy dotarłyśmy już na stacje nr 5 miałyśmy jeszcze chwile, by jeszcze raz sprawdzić plecaki i czy mamy wszystko co potrzeba. Po analizie i szybkiej przekąsce ruszyłyśmy na szlak.
Weszłyśmy na szlak o 20 w nocy na wysokości 2305 m. 
Nie ma możliwości zgubić się na szlaku. Mimo ciemności prowadzi w górę tylko jedna ścieżka, wiec nie musisz myśleć o niczym - tylko iść :)

Na samym początku szlaku, znajduję się budka w której musicie zakupić bilety wstępu. 
W 2016 roku kosztowało po 1000 Y - 33 zł. te pieniążki zostają przeznaczone na utrzymanie szlaków etc. 

Kupując bilet dostaniecie, książeczkę z dokładnymi informacjami, które są ważne na szlaku. Mapę ze stacjami - których jest aż 7 :) 
Informacje na temat zakazów podczas wspinaczki i różnymi ciekawostkami o Fuji.




Również, w tej książeczce są opisane możliwe niebezpieczeństwa, i co robić w przypadku upadku itp. Książeczka jest po angielsku :)



Również, do biletu i książeczki dostajecie świetną pamiątkę, (przynajmniej dla mnie) Drewniany medalion, stworzony z drzew rosnących na wulkanie Fuji. :)


Zaczęłyśmy wspinaczkę, pierwszy etap jest dość łatwy i nie aż tak stromy, więc do stacji nr 6 doszłyśmy dość szybko, i nie potrzebowałyśmy odpoczynku.

Na każdej stacji, jest miejsce w którym można odpocząć i zakupić potrzebne rzeczy. Takie jak wodę, przekąski zimne i ciepłe. Ceny są droższe niż by się kupowało jedzenie na dole, co jest oczywiste - więc radze kupić wodę i przekąski na dole, po co przepłacać? :)

Jedna ze stacji.

Byłyśmy pełne optymizmu po 2 pierwszych godzinach, natomiast później zaczynało się robić trudniej. Nie tyle, że szlak jest trudny - bo nie jest. Po z stacji nr 7 zaczynają się kamienie i wpinasz się po nich. Nie jest to niebezpieczne, ani wymagające. Jednak im byłyśmy wyżej tym ciężej się oddychało. Wtedy zrozumiałam czemu Japończycy mają maski tlenowe. Ogólnie na każdej stacji można zakupić taką maskę, my jednak stwierdziłyśmy, że damy rade i lecimy w górę. Nie żałuje i nie jest tak, że było to nie zbędne, ale na pewno człowiek mniej się meczy, gdy ma taka maskę :D 
Koleją rzeczą, którą nie przewidziałam, była temperatura. Było bardzo zimno - mimo wysiłku i mimo że miałyśmy i czapki i rękawiczki marzłyśmy strasznie.



Na którejś stacji - nie pamiętam dokładnie na której. Postanowiłyśmy zrobić przerwę i zjeść ciepły posiłek. Nie udało nam się poprawnie zamówić tego co chciałyśmy i dostałyśmy wielki talerz zupy i oczywiście pałeczki. Ludzie widząc nas z tymi wielkimi miskami ustąpili nam miejsca na ławce, byśmy mogły w spokoju zjeść. ta... nie jestem specjalistką w jedzeniu pałeczkami, i do tego dodając fakt iż było mi zimno - było to dla mnie dość trudne ;). Wyszło na to że dostałam ataku śmiechu, gdy chciałam trzęsącymi się rękami włożyć ciepły makaron do moich ust. Nie przestawałam się śmiać i razem ze mną, moja towarzyszka. Nasza przerwa skończyła się na tym, że zanim zjadłam zupę, był już on zimny. Jednak udało mi się moją nie udolną próbą zjedzenia posiłku rozśmieszyć połowę Japończyków. :) 

Następnego ranka, gdy już schodziłyśmy z Fuji, podeszła do nas grupa Filipińczyków, która  nas pamiętała, jak rozbawiłyśmy połowę osób na stacji. :)

światła latarek od Japońskich turystów :)

Gdy napełniłyśmy nasze brzuchy, ruszyłyśmy dalej, starałyśmy się nie robić długich przerw, bo gdy tylko zatrzymywałyśmy się na dłużej - oczy nam się zamykały. Tak więc, zdecydowałyśmy, że 10 min odpoczynku nam wystarczy i ruszałyśmy dalej.

 Miałyśmy piękną pogodę, ale nie tylko to sprawiło, że ta wycieczka była magiczna. 
Trafiłyśmy całkowicie nie świadomie na noc spadających gwiazd. 
Teraz postarajcie się sobie to wyobrazić. 
Niebo było krystaliczne czyste. Po za zasięgiem miejskich świateł, widzisz ciemność i miliony gwiazd nad sobą, i co chwile, dosłownie, co chwile spadała gwiazda. Gdy robiłyśmy przystanek, kładłyśmy się na plecach i patrzyłyśmy na magiczny spektakl spadających gwiazd. Nigdy nie widziałam tylu spadających gwiazd w moim życiu i myślę, że już nigdy nie uda mi się przeżyć czegoś równie pięknego.


Doszłyśmy koło godziny 4 nad ranem. Miałyśmy jeszcze dość dużo czasu przed wschodem słońca. Postanowiłyśmy udać się do schroniska, wypić ciepła herbatę i trochę się rozgrzać.
W schronisku mieściła się wielka sala w której były ułożone linie ławek.
 Siedziało się gęsiego, człowiek obok człowieka. Kelnerzy chodzili z menu i zbierali zamówienia jak i je roznosili.
 Ludzi było bardzo dużo! 
Aż nie mogłyśmy się nadziwić. Udało nam się zdrzemnąć, jednak po chwili gdy kelner zobaczył że sierdzisz i nie masz nic do picia ani jedzenia, prosi Cie byś ustąpił miejsca, osobom, które czekają by wejść i się ogrzać. 
Tak więc wyszłyśmy na zewnątrz w poszukiwaniu dobrego miejsca, z którego będzie dobry widok na wschód słońca.
 Gdy już wyszłyśmy zaczęło świtać, znalazłyśmy miejsce, chwile posiedziałyśmy i słońce zaczęło pojawiać się zza horyzontu.


Gdy tylko to się stało - wszyscy Japończycy zaczęli świętować. Krzyczeli, śmiali się , klaskali, dziękowali za nowy dzień. 
Powiem wam szczerze, nigdy w moim życiu nie cieszyłam się aż tak na widok słońca.



Jest to magiczny moment, po wysiłku, jesteś z Japończykami, dla których ta góra nie jest tylko jakąś tam góra. Uważają ją za świętą. I podchodzą do niej z wielkim szacunkiem. 
Tak więc, sugeruje każdemu. Jeśli chcecie wspinać się na Fuji - zróbcie to na noc.
 Jest to męczące. Ale uwierzcie - warto.



Spędziłyśmy trochę czasu u góry zanim ruszyłyśmy w dalszą drogę. 
Miałyśmy przygotowane sake na ten moment, gdy słońce wstanie - to był idealny pomysł :D Rozgrzało nas na maksa! 


Chwile nacieszyłyśmy się widokiem razem z Japończykami, poszłyśmy się przejść zobaczyć krater i już był czas schodzić w dól.


Zejście z Fuji normalnym krokiem trwa 4 godziny.


jak można zauważyć, dużo osób zdecydowało się na nocną wspinaczkę :)

Wydaję mi się że zejście jest trudniejsze i bardziej męczące. 
Nie dlatego że jest stromo, idzie się zupełnie innym szlakiem, niż się wchodziło. Jednak co było trudniejsze to piach. 




Nie był to szlak który był utwardzony, szło się w piachu zapadając się. Trzeba było bardzo uważać by się nie przewrócić i nie zjechać w dół. Trzeba iść bardzo ostrożnie i uważnie. Pył unosił się wszędzie. Miałyśmy go na całym ciele, w ustach etc. Dlatego proponuje mieć jakaś chustkę, by móc zasłonić twarz. Gdy pojawiano się słońce od razu zrobiło się gorąco, więc okrycie głowy też trzeba koniecznie mieć!.
Gdy schodzi się z na dół, również co jakiś czas znajdują się stacje, w których można odpocząć.

Gdy doszłyśmy już do końca szlaku, miałyśmy okazje zobaczyć Fuji w dzień. I powiem wam byłyśmy pełne podziwu. Jest to góra wyjątkowa.
Na 5 stacji, są miejsca gdzie osoby które zeszły z góry mogą obmyć się z pyłu. Całe buty, skarpetki i nogi były w tym pyle, istne szaleństwo. Więc przed wejściem do autobusu a potem pociągu zostałyśmy kilka chwil by odpocząć i "ogarnąć się" :) 




Wróciłyśmy całe i szczęśliwe do naszej miejscowości koło godziny 12. Szybko zdałyśmy relacje naszemu Hostowi, wzięłyśmy konieczny prysznic i poszłyśmy spać. 
Choć był to nasz ostatni dzień w Tsuru-shi, nie był to koniec atrakcji jakie nas czekały, jeszcze tego samego dnia:)

o tym opisze za tydzień w następnym poście :)
Pozdrawiam.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WIza Narzeczeńska do USA - K1

adjustment of status - aplikowanie o zielona Kartę po wizie K1

Top 10 najchętniej odwiedzanych Parków Narodowych w USA w 2019 roku.