Kyoto cz. II
Witajcie!
Dzisiaj będę opisać kolejne miejsca które zwidziałam w Kyoto.
Opowiem o Festiwalu O-bon, złotym Pawilonie, Arashijamie i Fushini no inari.
FUSHIMI NO INARI
Jest to jedno z najbardziej popularnych i niecodziennych miejsc
w Japonii, które zdecydowanie warto zobaczyć. Jest to świątynia poświęcona
szintoistycznemu bóstwu, płodności, przemysłu i ryżu - Uka no Mitama no Mikoto
bardziej znanemu jako Irari. Przy wejściu możemy
zauważyć posągi, które przedstawiają Lisy z czerwona peleryna (Zenko). Czemu
lis? Uważano, że lisy chronią ryż przed gryzoniami. Stały przed świątynią, w której Japończycy
zapalają kadzidła, uderzają w dzwony i modlą się do Inari.
Po obejściu dolnej kaplicy, zaczynamy się wspinać przepiękną
ścieżką, która jest stworzona z 30 tysięcy czerwonych bram Tori. Na
każdej z nich znajdują się nazwy firm lub imiona osób, które ją zafundowały -
oczywiście z języku Japońskim. Tak jak wspominałam, ta świątynia jest
przeznaczona dla osób zajmującymi się przemysłem - dlatego wiele firm funduje
bramę z nadzieję na powodzenie swojego biznesu. Pierwsze bramy Torii zostały
postawione na wzgórzu już w VIII w.
Można zauważyć, że z nie których z nich
schodzi farba, lub też drzewo się kruszy etc. Nic dziwnego, gdy zostały one
postawione wieki temu. Jednak nie są one "wyrzucane", często na
ścieżce można zauważyć konserwatora, który stara się naprawić dane bramy.
Ciężko było zrobić dobre zdjęcie tego miejsca, ze względu na
turystów, jednak nie było to aż tak męczące. Warto się pogubić na ścieżce, gdyż
możecie odnaleźć mniejsze kapliczki poświęcone innym bóstwa, i spędzić tam trochę
czasu.
Ścieżka do sanktuarium prowadzi w górę pośród pięknego lasu.
Jednak, jest tam bardzo duszno i kiedy my tam byłyśmy, upał był nie do wytrzymania.
Doszło do tego, że zgubiłyśmy się i zamiast wejść na samą górę trafiłyśmy na
inna ścieżkę prowadząca w dół. Wydaję się to śmieszne, jak można było się tak
pomylić, jednak podczas wspinaczki nie raz ścieżkę rozchodziła się w Y i sam
mogłeś wybrać, którą strona chcesz iść i nadal będziesz szedł w ta samą stronę. Myślałyśmy, że i w tym przypadku tak
będzie, - ale się myliłyśmy. Duchota było okropna, więc jeśli planujecie wybrać
się tam w sierpniu - koniecznie zabierzcie ze sobą ręcznik, wodę i ochronę na głowę.
Tofuku ji
Spędziłyśmy na wzgórzach z 2 godzinny, i postanowiłyśmy iść dalej
do Tofuku ji.
Tofuku ji jest to klasztorny kompleks szkoły zen. Nie
wchodziłyśmy do środka klasztoru, jedynie spacerowałyśmy po ogrodach. Powiem
wam, że ogrody były piękne i myślę, że na jesień byłoby jeszcze piękniej.
Można
zauważyć uczniów, którzy spacerują ogrodami lub medytują. Nie wiem czy tę
miejsce nie jest popularne, czy miałyśmy szczęście, ale było bardzo mało osób w
środku. więc było idealnie :)
Było to 16 sierpnia. Czyli ostatni dzień festiwalu O- bon.
Tak jak wspominałam w poprzednim poście, tego dnia dusze zmarłych powracają do
zaświatów i są palone ogniska na wzgórzach dookoła Kyoto.
Po naszym zwiedzaniu
ruszyłyśmy do sklepu by kupić na ten wieczór Youkate.
Yukata jest to letnie
kimono, które Japończycy noszą na letnie festiwale.
Zawsze o tym marzyłam - ubrać Ykuatę i ruszyć na letni
festiwal :)
Moje marzenie prawie się spełniło.
Kupiłam Yukate i to za bardzo
dobra cenę - 1200 Yenów.
Wcześniej w Gion ,kupiłam ozdoby do włosów i byłam już
gotowa na wyjście na festiwal.
Jednak nie udał nam się wieczór, zamiast oglądają z reszta
Japończyków zapalających się znaków, spędziłyśmy 2 godziny pod mostem chroniąc
się przed deszczem :)
i tyle była z mojego wymarzonego festiwalu.
Ale chociaż
spacerowałam w Yukacie po Kyoto :) więc nie było aż tak źle.
Złoty Pawilon
Następnego dnia, postanowiłyśmy wykorzystać nasze rowery, które miałyśmy dostępne przez naszego hosta. Przejechałyśmy 8 km przez Kyoto, by dojechać Złotego pawilonu. Przejeżdżałyśmy przez urocze uliczki tego pięknego miasta.
Wydaję mi się, że gdy człowiek chce
poznać i poczuć atmosfer danego miasta, poruszanie się tylko komunikacją
miejską nie zaspokoi tego pragnienia. Za każdym razem, gdy wybrałam, spacer lub
jazdę na rowerze zamiast komunikacji miejskiej - nigdy tego nie żałowałam.
Tak
i tutaj, bez problemu możecie przemieścić się gdzie tylko chcecie na rowerze.
Dzięki temu na przykład trafiłyśmy na targ. GPS pokazywał nam że jest to normalna
droga, jednak gdy tylko skręciłyśmy w nią okazało się, że wjechałyśmy na hale
targową.
Były tam przeróżne stoiska z ubraniami, rowerami, jedzeniem itp.
Postanowiłyśmy kupić jakąś przekąskę - niestety nie trafiona..
Tak jak wspominałam ośmiornica nie była moim strzałem w 10 i
mojej towarzyszki również. Kupiłyśmy "super wyglądające kulki", usiadłyśmy
na poboczu by je zjeść i okazało się że w tych super wyglądających kulkach były
macki ośmiornicy.. coś okropnego. Zdecydowanie nigdy więcej nie zjem
ośmiornicy.
To nie koniec przygód. Kiedy tak przeżywałyśmy nasz
wspaniały zakup jedzenia, zgubiłyśmy kluczyk do jednego z naszych rowerów,
przez co nie mogłyśmy jechać dalej. Szukałyśmy wszędzie, nie tylko my, bo
przemili Japończycy, który zobaczyli, że czegoś szukamy dołączyli do nas i z 5
osób pracujących w pobliskich stoiskach szukali kluczyka razem z nami. Po
godzinie (jak nie więcej) znalazłyśmy go! w śmietniku razem z resztkami naszej
wspaniałej ośmiornicy. Któraś z nas położyła kluczyk nie tam gdzie trzeba i
druga wrzuciła go razem z jedzeniem do śmieci.
Jak radość była (nie tylko
nasza) jak go znalazłyśmy! To wydarzyło się w drodze powrotnej z Złotego
Pawilonu :) i przez tą wpadkę nie zdążyłyśmy by wejść do Pałacu cesarskiego.
Ale wracam do Pawilonu :)
Ta oto piękność została wpisana na Listę Światowego
Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCo w 1937. Na pewno nie raz
widzieliście zdjęcia, dokumenty na temat Kinkaku ji (zloty pawilon) Został on
wybudowany na polecenie trzeciego szoguna rodu Ashikaga - Yoshimitsu. Dwa
najwyższe piętra pawilonu są pokryte złotymi listkami, dlatego też ma taka
nazwę:) Pawilon ten nie został zniszczony
podczas wojen domowych jednak w 1950, został podpalony przez chorego
psychicznie mnicha. Został on odbudowany i na dachu został umieszczony chiński
feniks - znak odrodzenia świątyni z popiołów. Jest to teraz świątynia Zen, do
której nie ma wstępu.
Można przejść się wokół niej i podziwiać prawdziwe piękno,
jak i również przejść się po ogrodach i zobaczyć również Rokuon ji Tample :)
Koszt wejścia kosztuję 400 Yenów :)
zabawa ^^ każdy stara się trafić pieniążkami w dziurę, która znajduję się na środku ;) jak widać nie jest to łatwe zadanie:) |
Tak jak wspomniałam, przez nasza "wpadkę" na targu
nie zdążyłyśmy dojechać do Pałacu na czas. Udało nam się zobaczyć go (raczej
mury) z zewnątrz i pochodzić po ogrodach. Kupiłyśmy sobie coś normalnego ze
sklepu do jedzenia i zaczęłyśmy planować kolejny dzień.
Prawda jest taka, że dużo rzeczy które zwiedziłyśmy było
spontaniczne. Codziennie wieczorem planowałyśmy co będziemy robić kolejnego :)
Miałyśmy zaznaczone i przemyślane miejsca, które chcemy zobaczyć, jednak nie
było to bardzo sztywne planowanie.
To była ostatnia noc w Kyoto, następnego dnia jechałyśmy do
mojego znajomego z Couchserfing. Moja Yukata była zbyt duża, by ją wozić przez
całą Japonię, więc postanowiłyśmy zrobić paczkę do Polski. Nasza paczka, była
bardzo droga, zapłaciłyśmy 570 zł za jej wysłanie. więc nie polecam ;) Za to
dla nas było to bardzo duże ułatwienie, gdyż nie musiałyśmy już dźwigać aż tak
ciężkich placków.
Arashiyama
Słynąca z lasu bambusowego dzielnica nie daleko Kyoto.
Piękne i malownicze miejsce, gdzie na każdym kroku możemy podziwiać Japończyków
ubranych w Yukaty. Jest tam dużo wypożyczalni, gdzie można na kilka godzin
ubrać się w ich stroję i porobić sobie malownicze zdjęcia.
Jechałyśmy pociągiem JR PASS z dworca głównego w Kyoto do JR
saga-arashiuama, gdy tylko przyjeżdżacie na miejsce dostajecie za darmo mapę
tej dzielnicy, i najważniejsze punkty na niej. Podróż zajmuje 15-20 minut, więc
nie jest źle :)
Gdy jechałyśmy do Arashiyamy, musiałyśmy już opuścić nasz
pokój w Kyoto. Zostawiłyśmy nasze ciężkie plecaki na dworcu głównym w
przechowywani (szafki), które są wszędzie i bez problemu można zostawić bagaż.
Arashiyama jest przepiękną dzielnicą, położoną nad rzeką
Katsura, z wielką tradycją i naturą.
Pierwszym woow był most Togetsu kyo (most który przebiega
przez księżyc), z którego przechodzi się na drugą stronę do Parku małp.
Możecie
zatrzymać się na chwilę i podziwiać piękna scenerie, pagórków pokrytymi gęstymi
drzewami i pięknej dużej rzeki. Aż nie mogę sobie wyobrazić jak musi być tam
pięknie na Jesień.
Iwatayama - park małp
Wejście do parku kosztuje 550 yenów, i zaczyna się
wspinaczka! Jest to dość intensywny 30-40 minutowy spacer cały czas pod górę.
Przy upale jaki my miałyśmy jest to bardzo męczący spacerek.
W tym parku królują Makaki!, w Parku znajduję się 200 wolno
biegających makaków, które możesz poobserwować i jak również pokarmić. Jednak
jak chcesz je karmić musisz wejść do specjalnego pomieszczenia, gdzie są kraty
przez które możesz dawać specjalne jedzenie, które możecie zakupić na miejscu
za 100 yenów.
W parku nie możesz dotykać, ani zaczepiać tych uroczych
małp. Co czasem jest bardzo trudne ;). Na trenie parku znajdują się strażnicy,
który pilnują bezpieczeństwa małp jak i turystów.
Raz za blisko podeszłyśmy do jednej z małp i ta zdenerwowała się i zaczęła do nas biec..
W tym momencie jeden ze strażników krzyknął jej imię i ta (o dziwo) się
zatrzymała Co ona chciała nam zrobić, nie wiem ale to był dla nas dość mocny sygnał, że już trzeba zejść z góry :)
Gdy napatrzysz się na tych małych wariatów, również możesz
nacieszyć się widokiem na dzielnice.
Spędziłyśmy tam z 2 godziny i zdecydowałyśmy się iść dalej.
Odpoczęłyśmy
chwilę nad brzegiem Katsury, i jadłyśmy przekąski, które kupiłyśmy jeszcze w
Kyoto. Patrzałyśmy w cieniu na liczne łódki, które pływały na rzece oraz
licznych Japończyków w Yukatach spacerujących po bulwarze.
Po tym jak odpoczęłyśmy ruszyłyśmy na sławny las bambusowy.
Las bambusowy
Jest to jedno z
najbardziej popularnych miejsc w Japonii. Na pewno nie raz widzieliście zdjęcia
z tego miejsca, ale czy faktycznie jest takie woow? ciężko mi określić. Ja się trochę zawiodłam. Myślałam, że będzie to większe woow dla mnie, ponieważ uwielbiam
babusy. Jest to ścieżka, która prowadzi przez las. Fakt, piękno koloru i dźwięk
wiatru, który uderza o babusy jest niezwykły. Las sam w sobie nie jest aż tak duży, jak ludzie sobie wyobrażają, oraz ilość turystów całkowicie zabiło urok tego miejsca. spacerowałyśmy może 20
min i było już po atrakcji.
Choć mi się nie do końca podobało, nie oznacza to, że jest to
miejsce nie warte zobaczenia:)
Na pewno dzielnica Arashiyama jest warta zobaczenia. A jak już
wybierzecie się do niej, już to jest chwila by zwiedzić także ten las, więc na
pewno warto przekonać się na własnej skórze czy wam się podoba czy nie:)
To wszystko na dziś, za tydzień zabiorę was do Komagane, doliny Kiso i Kamakochi :)
Dzięki!
i zaprszam na facebook'a :)
https://www.facebook.com/robinsonadaSakury
Komentarze
Prześlij komentarz