Kyoto cz I


Hej! :)
Cieszę się bardzo, że jest więcej osób, które czytają mojego bloga! dziękuje bardzo! Mam nadzieję że wam się podoba :) Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące wyjazdu to proszę pytajcie :)

Tankuki - przynosi szczęście :) 

Dziękuję bardzo i zaczynam opisywać moje kolejne przygody:) Dzisiaj już zabiorę was do mojego kochanego Kyoto <3

Jednak zanim przejdę do Kyoto, chciałabym wrócić jeszcze do naszego pobytu u starszego Hosta z poprzedniego postu :)

Po naszej wspinaczce na Fuji, gdy odpoczęłyśmy, nasz host zaprosił nas na grilla. Jego rodzinka przyjechała z innej miejscowości i zrobiła camping. Choć byłyśmy bardzo zmęczone i na początku odmówiłyśmy, po dłuższych przemyśleniach pojechałyśmy:) 
Był to bardzo dobry wybór!

Rodzinka przyjechała camperem i rozłożyła namiot na pobliskim parkingu. Gdy przyjechałyśmy było tam już 7 osób. Wspaniali ludzie, ugościli nas jakby znali nas całe życie. 
Brat naszego Hosta był kucharzem. Dzięki temu mogłyśmy spróbować nowych i niezwykłych potraw - były nieziemskie.
Pierwszy raz jadłyśmy  makaron podsmażony na grillu z owocami morza - Yokisoba. Rewelacja! Szukałam tego dania później w restauracjach i najlepsze jakie jadłyśmy było w Hiroshimie <3 palce lizać! ale o tym opowiem później :)

Podczas naszego pobytu w Japonii miałyśmy okazje dwa razy skosztować grillowanych potraw. Jednym z  rarytasów jest mięso. Wołowina jak i inne rodzaje mięsa są drogie w Japonii, więc nie jest to danie, które Japończycy jedzą często.
Sposób w jaki przygotowują mięsa jest zupełnie inny niż u nas - są to bardzo cienkie paski mięsa, i do tego przepyszny sos barbecue z dodatkiem sosu sojowego.

Były również owoce morza. Jedną rzeczą która mi nie przypadała do gustu była ośmiornica. Następnie Pan przygotował krewetki, i przegrzebki.
wybaczcie za jakość zdjęcia :( z telefonu.. 

nasz chef <3 


Nie spodziewałyśmy się że przytrafi nam się podobna sytuacja i nie byłyśmy na to przygotowane,. Jedyne co mogłyśmy postawić na stół była nasza Żubrówka. Przywiozłyśmy z Polski kilka butelek by podziękować naszym hostą za gościne, więc tutaj idealnie się sprawdziła.
Nasz trunek bardzo im smakował i pili naszą wódkę.. dość w dużych ilościach.. więc domyślacie się jaki był finał ;)
Również na grillu po raz pierwszy udało nam się pić Japońskie piwa. Dla mnie te piwa, a dokładnie podając Sapporo i Asahi to są jedne z najlepszych piw jakie do tej pory piłam. Na całe szczęście można je również kupić u nas, więc jak ktoś jest ciekawy smaku to wystarczy ruszyć do sklepu :)

Dodatkową atrakcja, która nieświadomie dla mnie zrobili, było Hanami. W Japonii podczas okresu letniego, wśród młodzieży ale i dorosłych popularne są wspólne spotkanie ze znajomymi i kupowanie w sklepie sztucznych ogni. Również w okresie wakacyjnym organizowane są liczne festiwale, gdzie pod wieczór są duże pokazy fajerwerków. Nasi gospodarze kupili kilka zestawów, byśmy mogli razem je odpalić. Są one podobne do takich jakie my mamy, ale również są tez inne - mniejsze.




Po naszej małej imprezie wróciliśmy w dobrych humorach i poszłyśmy na należyty odpoczynek :)

Następnego dnia, razem z hostem poszliśmy na śniadanie do miasta, Zabrał nas do najlepszej restauracja, gdzie za 1000 yenów dostałyśmy ogromne pancakes z przepysznym sosem klonowym i deserem. Po naszym pożegnaniu ruszyłyśmy w dalszą drogę do Kyoto.

Droga zajęła nam 4 godziny. 
W Kyoto postanowiłyśmy również użyć AirBnn. Znalazłyśmy małe mieszkanie z łazienka i mini kuchnią, tylko do naszej dyspozycji. Nie miałyśmy kontaktu z naszym hostem, jedynie odebrał nas z dworca i pokazał okolice jak i wytłumaczył wszystko dotyczące mieszkania, jak korzystać z toalety i wifi etc.. Miałyśmy również do dyspozycji 2 rowery, które mogłyśmy zabrać kiedy tylko chciałyśmy. :)

Trochę o poruszaniu się pociągami.



Jak możecie zauważyć na mapce, miałyśmy 4 przesiadki. Używałyśmy dwóch aplikacji - google map i  Hyperdia. Zawsze chciałyśmy potwierdzić czy nasze połączenia są dobre :)
 I wywnioskowałyśmy że google maps również się bardzo dobrze sprawdza w Japonii.
Także, nasz host pomógł nam zaplanować przejazd i wydrukował nam trasę :)



Jednak, tak jak do normalnych pociągu nie musicie się o nic martwić, tylko wsiadacie i jedziecie, tak do pośpiesznych i shinkansenów jest trochę inaczej. 
Macie dwa wyjścia: 
iść na peron i stać całą drogę, chyba że znajdziecie wolne miejsce, 
lub pójść do kas biletowych by wyrobić miejscówkę na dana trasę.
Nie musicie nic płacić za miejscówkę, pokazujecie przemiłym Japończykom, swojego JR PASS i które połączenie was interesuję, a on wydaje wam bilet.
My nigdy nie wsiadałyśmy do Shinkansena bez miejscówki. Zazwyczaj poruszałyśmy się na większe trasy i wiadomo, że lepiej jest usiąść :) 


tak wygląda nasz bilet do Shinkansena - tutaj jechałam do Nagoyi ;)

tak wygląda tył, gdy już zostanie skasowany :)

Shinkansen - jest to japońska sieć linii kolejowych, która została stworzona do super szybkich pociągów. Mogą one jechać nawet do 405 km/h 
Gdy tylko pojawił się na personie przeszły mnie ciarki. Cichutki, szybki, smukły - piękny. 
Na JR Pass poruszałyśmy się tymi trzeba Shinkansenami: Kodoma, Hikari i Sakura.
Każdy z tych pociągów jest identyczny;) wygodne siedzenia, dużo miejsca, przebieralnia, palarnia, ładne i pachnące ubikacje. I wielki plus, jest tego że 484 km przebędziesz w niecałe 2 godziny. 



Dotarłyśmy do Kyoto.


Nasz pokój znajdował się blisko stacji NISIJOIJI. 10 minut od Dworca głównego w Kioto. Była to dobra miejscówka. Im bliżej dworca głównego tym lepiej, ze względu na to, że możecie poruszać się wszędzie gdzie tylko zapragniecie.

W pierwszy dzień, gdy odpoczęłyśmy pojechałyśmy na jedną z najsłynniejszych dzielnic w Kioto.

Gion.






Cóż za malownicze miejsce. Gion jest to dzielnica Gejsh. By poczuć klimat tej dzielnicy koniecznie wybierzcie się tam wieczorem, wtedy może będziecie mieli szczęście by zobaczyć prawdziwą gejshe wędrująca ze swojego domu (okiya) do znanych herbaciarni, gdzie ustawione są spotkania. Udało nam się zobaczyć dziewczyny. To aż jest tak dziwne uczucie - one hipnotyzują. Poruszają się z taka gracją, i są przepiękne. Az zapiera dech w piersi.





Co jest takiego magicznego w Gion? 
uliczki, stare tradycyjne budownictwo Japońskich budynków, gejshe i piękna świątynia. Spędziłyśmy tam 3 godziny czasu, błąkając się po uliczkach. Również w sklepach możecie kupić przeróżne gadżety do Yukaty (letnie kimono) lub Kimona, skorzystałam :) mam piękne ozdoby do włosów i do tej pory uwielbiam je nosić.

Dość ważna informacja.
Zawsze sprawdzajcie o której macie ostatni pociąg. Ta.. my jeszcze tego nie rozumiałyśmy, aż do tego dnia. Zasiedziałyśmy się w Gion, przez co uciekły nam ostatnie pociągi. Musiałyśmy przejść kilka kilometrów by dostać się do dworca głównego. Pamiętajcie! Jak nie wiecie, gdzie jesteście kierujcie się w stronę Kyoto Tower, i tak dojdziecie do dworca ^^

Kyoto tower :)


Tak więc, w sytuacji gdzie uciekł nam ostatni pociąg, musiałyśmy zamówić taxi. Wyniosło nas to bardzo drogo, z tego co pamiętam 1500 yenów.

Tak więc pamiętajcie! Zawsze sprawdźcie ostatni pociąg. :)


Następnego dnia wyruszymy dość późno na zwiedzanie miasta. Przez nasze zmęczenie po Fuji, aklimatyzacji czasowej itp. potrzebowałyśmy dużo snu i pozwoliłyśmy sobie na zebranie sił. 
Po śniadaniu zakupionym w 7 eleven :D ruszyłyśmy na podbój Kyoto.

Pierwszym miejscem do którego się udałyśmy był Srebrny Pawilon ( Ginkakuji Temple). Kupiłyśmy tamtego dnia bilet dzienny na autobus ;) kosztował on 500 yenów. i zezwalał na poruszanie się wyznaczonymi na bilecie autobusami. Wsiadałyśmy na dworcu głównym i wysiadałyśmy na przystanku Gnkakuji michi. 






przepyszny przysmak, lody kruszone do których dodaje się smakowe syropy - wybrałam cytrynę ;)


Specjalnie wybrałyśmy ten termin pobytu w Kioto. Odbywał się bowiem festiwal O-bon - święto zmarłych. Na zakończenie ostatniego dnia święta czyli 16 sierpnia odbywa się Daimonji  Gozan Okuribi. 
Ludzie w Japonii wieżą, że podczas tego święta dusze ich bliskich wracają na ziemie i ostatni dzień festiwalu jest momentem pożegnania, kiedy dusze zmarłych wracają do zaświatów. 
Kyoto leży pomiędzy 5 górami. W tym dniu na każdej z tych gór jest rozpalane ognisko w kształcie litery Kanji. Ogień zostaje rozpalony o godzinie 20 na górze Daimonji i reszta ognisk rozpalana co 10 minut. 

Gdy szłyśmy do Srebrnego Pawilonu, były wystawione namioty, w których można było napisać wiadomość na kawałkach drewna do swoich bliskich. Pracownicy wykorzystywali te deski do palenia znaków na górze. 





Po wpisaniu wiadomości na drewnie ruszyłyśmy do Pawilonu:)
Srebrny Pawilon jest świątynią ZEN i został wybudowany w 1435-1490. ( wiek później niż słynny Złoty Pawilon). Jednak ten pawilony nigdy nie został pokryty srebrem, tak jak by się zdawało po Złotym.:)

Nie wchodziłyśmy do środka pawilonu, jedynie widziałyśmy go z zewnątrz i spacerowałyśmy po jego ogrodach. 





 Ważną i charakterystyczna rzeczą dla ogrodów zen jet sposób układania piasku w ogrodzie. Są to stożki z piasku oraz wygładzone i prążkowane pasy piasku. Wygląda to niesamowicie.




Byłoby idealnie, gdyby nie złapał nas deszcz, przez większość czasu stałyśmy z nadzieją, że zaraz przestanie padać, jednak się na to nie zapowiadało. 


Dogadałyśmy się z Panem co sprawdza bilety, że zaraz wrócimy i przed wejściem do świątyni kupiłyśmy dwie parasolki ;) 200 yenów sztuka.
Wejście do świątyni kosztowało 500 yenów.
Tak więc nie mam za dużo zdjęć z tego uroczego miejsca:(

Ścieżka filozofów


Następnie po naszym Srebrnym pawilonie wybrałyśmy się na spacer przez ścieżkę filozofów
 ( Tetsugaku no michi).
 Tak jak można się spodziewać po nazwie, nawiązuję ona do mnichów którzy poruszali się tą drogą medytując.

ścieżka filozofów


Po drodze na tej ścieżce jest kilka świątyń do których można wejść i pozwiedzać.
W całej Japonii co kilka kroków możesz znaleźć mała kapliczkę, poświęcona dla któregoś z tamtejszych Bogów.




Kumano nyakoji jinja

Trafiłyśmy na Świątynie: Kumano nyakoji jinja - piękna ( tak jak wszystkie ) jest to świątynia Shintoistyczna, czyli świątynia poświęcona któremuś z 8 milionów Bogów.




Taka ciekawostka: Bogowie o których mowa, mają powadzić człowieka przez życie, być ich przewodnikami. Po śmierci natomiast shintoista staję się jednym z Bogów - nie istnieje zbawienie duszy po śmierci.






Nanzen ji.

Następnie dotarłyśmy do świątyni Nanzen ji. Niestety byłyśmy już za późno by wejść do środka, ale mogłyśmy podziwiać ogrom tej pięknej budowli oraz wszystko co dzieje się dookoła niej:) Czyli piękny ogród. Została ona wybudowana jako Willa dla cesarza Kameyamy (1249 - 1305) Później natomiast została przekształcona na świątynie zen.

To możecie zobaczyć, nawet jeśli nie zdążycie wejść do środka:) i tak warto!











Już zmęczenie nas dopadło i postanowiłyśmy wracać do centrum, by tam coś zjeść i wrócić do pokoju. 

Śmieszne z jedzeniem w Japonii jest to, że porcje są ogromne! To był ostatni raz gdy zamówiłyśmy tak duże porcje. Pamiętam, że ja zamówiłam Ramen, którego nie dokończyłam, choć był przepyszny. 
Problem polega na tym, że w restauracjach, gdy ktoś nie dokończy posiłku jest to bardzo nie grzeczne. Powinno się zjeść wszystko co ma się na talerzu. 

Tak więc szybko zapłaciłyśmy i uciekłyśmy, by uniknąć złych wzroków wkurzonych kucharzy :)


To już wszystko na dzisiaj ;) mam nadzieje, że się podoba i jeśli macie jakieś pytania proszę pytajcie :)
Również zapraszam na swoją stronę na Facebooku :


pozdrawiam :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WIza Narzeczeńska do USA - K1

adjustment of status - aplikowanie o zielona Kartę po wizie K1

Top 10 najchętniej odwiedzanych Parków Narodowych w USA w 2019 roku.